Taka nazwa...

Dlaczego "adameria"?

Zaraz, zaraz... to się kojarzy ze słowami: cafeteria, drogeria, pasmanteria, fanaberia, kokieteria, histeria, itp.
W tej witrynce - ma prawo.
Będzie raczej okołomuzycznie. Choć nie zawsze,
a na dodatek widziane subiektywnie.
Zapraszam. Każdego kto tu zajrzy - pozdrawiam. Wszak ważne jest podzielenie się... z Wami.A na koniec - postaram się nie wymądrzać. Uda się:-)?

piątek, 5 lutego 2010

Kate Bush - Aerial


Czy ktoś się spodziewał innego wyboru z mojej strony? Raczej nie.
Album tworzą 2 płyty.
Pierwsze CD nie stanowi jakiejś całości, a rozpoczyna je jedyny oficjalny singiel, jaki pamiętam z List Przebojów. "King Of The Mountain" jest poświęcony Elvisowi Presleyowi. Po nim usłyszymy mój ulubiony blok utwórów. Cóż, "Pi", w którym zachwyt nad liczbą i okręgiem bez  początku i końca, jest dla mnie w pełni uzasadniony, zwłaszcza biorąc pod uwagę to czym się zajmuję na co dzień. "Bertie", na którym muzyka jest jakby przeniesioną z czasów staroangielskich dworów (tak to sobie wyobrażam), w istocie jest poświęcona Synowi Kate Bush. Na "Mrs. Bartolozzi" okazuje się, że nawet pralka jest dobrym tematem do piosenki, ale to tylko pretekst, ponieważ w codziennych czynnościach kryje się tęsknota za kimś/czymś nieuchwytnym, kogo/czego w rzeczywistości nie ma. Tak pięknie wyśpiewane Washing machine. W kolejnej piosence "How To Be Invisible" Artystka śpiewa o własnej recepcie na zniknięcie, odsunięcie się w cień - oby nie na następne 12 lat. Czyżby "Joanni" był poświęcony Joannie Dark? Może mnie się tylko zdaje, ale wyraźnie słyszę rytm wojsk, mimo, że tak delikatnie zaznaczony. Utwór "A Coral Room" nawiązuje już do drugiego albumu - wydaje się, że jest pomostem do niego.  Jakby już opis obrazu z podwodnego świata, ale jednocześnie utwór poświęcony Mamie. Spokojny fortepian i śpiew - to już chyba typowe dla Kate Bush.
Drugie CD rozpoczyna się od przepięknego "Prelude" z odgłosem gruchania gołębi, dźwięków fortepianu i dziecka, które wprowadza w klimat - dzień pełen ptaków, a gruchanie to słowa... Dla mnie nierozłączną kontynuacją tegoż wprowadzenia jest "Prologue". Romantyczny bezkres,  droga przez morze bez końca, muzyka wciąż maluje obraz, jakby ten z okładki, ale jeszcze nie w tych odcieniach. What a lovely afternoon. Pianissimo. Potrzeba wyciszenia. Okazuje się, że jest jakiś malarz, artysta, którego słuchacz obserwuje na "An Architect's Dream" i ta obserwacja jawi się coraz mocniej w naszej wyobraźni. Bajeczny bezkres. "The Painter's Link" pozwala na łagodne przejście do kolejnego obrazu (ups! utworu), ponieważ jak śpiewa malarz, a potem powtarza chór - all the colours run. Bieg tych kolorów maluje zachód słońca ("Sunset"). Obraz  jednak pozostał ten sam, zmieniły się tylko jego niektóre elementy. Słuchając wciąż jesteśmy nad morzem, a zachód powoduje, że tak chmury, jak i woda ma ciepłą, złoto-żółtą barwę. Świetnie wpisuje się tutaj rytm i chór na końcu utworu, który przypomina wycieczkę w rejony hiszpańsko-południowo-amarykańskie. Ja też przyklasnąłem. "Somewhere In Between" i nadal podróżujemy gdzieś pomiędzy Niebem a Ziemią, pomiędzy chmurami a wodą. Mnie uzmysławiają to zwłaszcza smyki , które narastają i gasną raz po raz gdzieś w tle. Słońce zachodzi. Goodnight sun. Zapada zmrok. Tysiące, miliony gwiazd na niebie. "Nocturn" to chyba sen, opowiadanie o nim. Zanurzamy się pod wodę, wyłaniamy się, znów w dół i górę. Tak jakbyśmy mieli skrzydła. A może to my jesteśmy jakimś ptakiem. Jednak takim, który obserwuje tu i tam. All the time it's a changing. Nie ma już stałego punktu odniesienia, muzyka również przenosi  nas tu i tam. Pytanie Autorki postawione w czasie tytułowego "Aerial" o to, jakiż to język, jest używany pozostaje bez odpowiedzi, ponieważ moim zdaniem każdy słuchacz narysuje (tak, narysuje!) swój obraz odbioru tego muzycznego cuda, stworzonego w przypływie zachwytu przyrodą. Nr 2 to jest niewątpliwie koncept-album, a jego celem jest uchwycenie jawiącej się nam krajo-wy-obraźni. 
Napiszę jeszcze raz: NIE-SA-MO-WI-TOŚĆ! 

1 komentarz: