Taka nazwa...

Dlaczego "adameria"?

Zaraz, zaraz... to się kojarzy ze słowami: cafeteria, drogeria, pasmanteria, fanaberia, kokieteria, histeria, itp.
W tej witrynce - ma prawo.
Będzie raczej okołomuzycznie. Choć nie zawsze,
a na dodatek widziane subiektywnie.
Zapraszam. Każdego kto tu zajrzy - pozdrawiam. Wszak ważne jest podzielenie się... z Wami.A na koniec - postaram się nie wymądrzać. Uda się:-)?

czwartek, 18 marca 2010

Elektrycznie naładowane Lao Che

Zabierałem się do napisania o tej płycie kilka razy. Zakup przed premierą, ale... zawsze było "coś do roboty" albo nie miałem akurat ochoty. Rymnęło się.
Na wstępie napiszę, że po mojemu grupa Lao Che kolejny raz nagrała koncept album. Choć Muzycy mówią, że to zestaw utworów i już. Oczywiście nie mam zamiaru niczego podważać, ani udowadniać. Okładka rodem z półki "Metal/hardocre", ale to zmyłka. Cóż, warstwa muzyczna, tak pełna elektroniki, może skłaniać do przemyślenia, czy mimo wszystko nie ma tutaj pewnej, ukrytej jak mniemam, koncepcji. Również wartwa tekstowa ma szereg odniesień do tej samej kwestii - przemijania i czasu. 
Po kolei... Początek to Historia stworzenia świata, raczej opowiadana niż śpiewana, muzycznie jakby w jazzowym klimacie, celowo zakończona mocnym stukotem. Jakiś wybuch musi być. Natomiast w tekście drugiego utworu można się nawet doszukać nawiązania do "Na językach" Kayah. Utwór rozpoczyna elektroniczna perkusja, jednak gitar nie brakuje. Taki Krzywousty. Trzeci utwór czyli Magistrze pigularzu to, mam nadzieję, raczej ogólne rozważania filozoficzne. Jak znaleźć lekarstwo na ból istnienia? Mnie też czasem boli. Ponownie nie brakuje elektroniki (tak, to słowo być może będę nawet nadużywał). Rytm i melodia "wpadają w ucho". Utwór wyśmienity kompozycyjnie, podobnie jak kolejny, znany z radia, a właściwie to już przebój. Czas. Trzyma mnie nadal i mogę napisać, że nie odstaje od całego materiału. Rzeczywiście jest reprezentatywny dla tej płyty. Tekst, jak zawsze w przypadku Lao Che, ze skojarzeniami, które mogą być różnie interpretowane. Gitar nie brakuje, ale elektro na czele, wszak to płyta z prądem. Życie jest jak tramwaj z wyjątkowo gładko napisanym tekstem, jeśli mogę tak określić. Tak naprawdę wszystkie teksty Lao Che są bliskie mi literacko. Nie pogniewałbym się, gdyby Życie... pojawiło się na Listach Przebojów. Dłonie i znów typowo elektroniczny początek. I choć może nie powinienem tak porównywać, to w tym momencie nieco kojarzy się w mojej jaźni z zespołem Kraftwerk. Gitara wybija krótkie dźwięki, jednak klawiszowa dominacja bardziej daje się pamiętać. Kto powiedział, że to nie jest czas na elektroniczną muzykę? W kolejnym utworze Kryminał chyba po raz pierwszy od początku płyty pojawia się słowo prąd, jednak tytułowy utwór dopiero po chwili. I znów klawisze, efekty, efekciki, przetworzony głos na początku... Dochodzimy do utworu tytułowego. Prąd stały/prąd zmienny, kto wie czy nie jest to najlepszy utwór na płycie. Przynajmniej mnie się tak wydaje. Wersety typu: Rad bym wszystkich was sumiennie usciskać, ale przebicie być może i zaczęłoby błyskać, a potem: Baju baj ludziska, stand by. Dla mnie - znakomite. Chwytliwy refren, niezbyt szybkie tempo i zmiany nastroju. Prąd jest stały czy zmienny? Urodziła mnie ciotka to utwór szybszy, potencjalnie do radia, obawiam się jednak, że ostatnie wersety spowodują, że w radiu się nie pojawi. A narkotyków to mi nie tykaj, bo szpetnie się po nich pierdzi. :-) W stylu Lao che, jednak nie w stylu publicznej emisji. Może szkoda... Wielki kryzys. Tym razem melodyjki w tle mogą się kojarzyć nawet z Depeche Mode. Tekst utworu raczej wykrzyczany. Moim zdaniem jasny punkt płyty, choć ciemnych - to ja zbytnio nie widzę. Jego koniec to już punk taki, że ojej! Nie lubię szufladkować muzyki, ale tym razem nie mogłem się powstrzymać. Po nim kolej na balladę Sam O'Tnosc. Samotość czasem każdemu jest potrzebna. Na rozmyślania, wyciszenie i przepięcia w mózgu. Utwór radiowy, ale nie typowo radiowy, raczej nietypowy i w tym jego dobry nośnik. Czy zostanie singlem? Nie wiem, w każdym razie jest o samotności, a ta z singlem kojarzyć się może. Płytę zamyka Zima stulecia. Tekst ponownie mówiony, z dość głośnym refrenem. Właśnie jest na LP3. Podobnie jak Czas. A za oknem wiosna...
Zakończę tylko tak: Cóż... bez odbioru, to chyba wszystko już.

Zespół obecnie w trasie koncertowej. 

1 komentarz: