Taka nazwa...

Dlaczego "adameria"?

Zaraz, zaraz... to się kojarzy ze słowami: cafeteria, drogeria, pasmanteria, fanaberia, kokieteria, histeria, itp.
W tej witrynce - ma prawo.
Będzie raczej okołomuzycznie. Choć nie zawsze,
a na dodatek widziane subiektywnie.
Zapraszam. Każdego kto tu zajrzy - pozdrawiam. Wszak ważne jest podzielenie się... z Wami.A na koniec - postaram się nie wymądrzać. Uda się:-)?

sobota, 30 stycznia 2010

Maleo RR turneo na karnawaleo

28 stycznia w klubie "Lizard King" wystąpił zespół Maleo Reggae Rockers.
Na koncert przybyłem punktualnie na 20:00 i... zderzyłem się ze sporą kolejką przed klubem. Ujemna wartość temperatury nie była aż tak wielka, a kolejka przesuwała się szybko. W środku byłem o 20:30. Na szczęście koncert nie zaczął się o czasie. Podejrzewam, że poczekano, aż wszyscy zainteresowani wejdą do klubu.
Zanim zacznę pisać o koncercie, to napiszę, że jakieś 10 lat temu traktowałem Maleo RR jako taki okazyjny projekt koncertowy. Jakże sytuacja zmieniła się na dzień dzisiejszy. Zespół można obecnie zaliczyć do polskiej czołówki regałowej, na koncie kilka płyt i wydarzeń takich jak trasa z audycją "Lato z radiem" 
Muzycy wystartowali dokładnie o 20:59. Na intro na perkusji i basie weszli Kapsel i Kazek. Do nich dołączył K. Nowacki na klawiszach i A.Mościcki na bębnach i wszelakich przeszkadzajkach. Wraz z Siwym na gitarze weszła sekcja dęta - T.Mazur na trąbce i Josef na puzonie. Z tyłu usiadł człowiek, który przeszkadzał na tamburynie (sorry - nie wiem, kim był ten przyjaciel zespołu). Na koniec wszedł lider zespołu - Maleo. Słynny regałowy frontman z gitarą. "Jeeee, Kraków!!! Nareszcie znów u was" i już po intro. Jerusalem. Tak na rozgrzewkę. Już przy tej piosence słychać było, że co pełny skład to pełny skład - rok temu na koncercie akustycznym bardzo brakowało mi sekcji. Reggaemova. No i publiczność zaczęła szaleć. Warto nadmienić, że szaleństwo skończyło się z końcem koncertu. W końcu - karnawał, a takie podskoki przy Maleo RR mogą tylko wyjść na dobre. Rise Up. Na refren wszyscy pod sceną hop do góry. 
Wiadomo powszechnie, że muzyce rege nie można odmówić jednego - rozkołysze najgorszego sztywniaka, ze mną włącznie. Serca nie oszukasz. Kawałek z ostatniej płyty, ale już świetnie znany z koncertów. Kochać aby żyć i solo na bębnach. Ale jakie solo? Myślałem, że Adamowi Mościckiemu ręcę odpadną. Teraz tak jak piszę, to się  zastanawiam ile i jakich nut mieściło się w takcie wtedy granym. Jak widać grając rege też można być wirtuozem.  
Kocham Cię tak samo - klasyk Maleo RR. A dodatkowo świetna zabawa z publicznością. Raz za razem ktoś wchodził na scenę i rzucał się w tłum. Unoszące ręce. Nastąpił czas na... Alibi - utwór znany z teledysku (można poszperać nawet na moim blogu, powinien być), koncertów, promo trasy akustycznej. Dzikie serce, Zion (tylko z której płyty nie pamiętam :-)  ) i wreszcie utwór z dedykacją dla kobiet, a mianowicie Ostrożnie, przebój znany dobrze z LP3. I znów przestawiamy się na ostatnią płytę - Pharoans, Każda minuta oraz Reggae Radio, który jest moim zdaniem regałowym przebojem roku 2009. I na koniec podstawowego setu Droga wojownika. 22:22.
To, co bardzo lubię u Maleo to otwartość. Nikt tak jak On nie przybija piątek z pierwszymi rzędami publiczności, nikt nie mówi tak bezpośrednio. Krótkie wstawki na temat wolontariatu w Afryce i słusznie wykrzyczane "Lew Judy, Jezus Chrystus". Pozytywny przekaz.
Na bisy wejście zaczęło się od perkusji i bębnów, solo na trąbce i chwila minęła zanim zorientowałem się, że to Chant. Publiczność dała się porwać. Końcowym utworem miało być Pytanie, do wiersza Gajcego z płyty o tytule nazwiska tego poety, ale specjalnie dla obecnych salezjanów zagrano Sunshine Day, a Siwy zaczął pożegnanie swoim solo na gitarze. Na długo zapamiętam sekcję dętą, salut!!!
Nadmienię jeszcze, że prawie na sam koniec Maleo osobiście rzucił się na fale rąk publiczności. Cóż, niespotykane! Podziwiam, naprawdę podziwiam otwartość. 
22:47. Dwie godziny bez dwunastu minut. Muzyka rege nie jest trudna w odbiorze. I o to chodzi. Teksty do muzyki rege nie mają wyrafinowanej poetyki. Ba, nawet byłoby to nie na miejscu moim zdaniem, ponieważ liczy się żywy bezpośredni przekaz. Przekaz, który daje do myślenia tu i teraz, w czasie kiedy grany jest utwór.
Czy czegoś mi zabrakło? Jak zwykle - tak. Z tym, że "Żyję w tym mieście" to już mocno ograny kawałek, a "Nikt" jeszcze bardziej ograny i obecnie pewnikiem grany na żywo przez Izrael.
MALEO REGGAE ROCKERS - prawdziwa zwierzyna koncertowa!!!

P.S. Zdjęcia znów wykonane aparatem... telefonicznym, dlatego jakość orientacyjna :-).

środa, 27 stycznia 2010

LPMN ostatni raz... był

22.12.2010. Dzień Dziadka. Imieniny obchodzili: Anastazja, Wincenty.
O godzinie 19:00 100 (słownie: setne) notowanie Listy Przebojów Marka Niedźwieckiego. Działa się historia. Trzask-prask, 25.01.2010 i ponad dwuletni nowy rozdział stał się starym. Mimo całej tej otoczki, kampanii reklamowej, jak poniżej:

Radio Złote Przeboje nie zmieniło Marka Niedźwieckiego. Moim zdaniem - pozostał sobą. I ciągle robi to, co kocha. Cenię Go i uważam za perfekcyjnego radiowca i dziennikarza muzycznego. Profesora w tej dziedzinie. LISTĘ PRZEBOJÓW MARKA NIEDŹWIECKIEGO z pewnością jedni będą oceniać bardzo dobrze, inni bardzo źle. Jak w życiu. Ta Lista, która dla mnie była niepowtarzalna, zawierała perełki, o których pisałem wcześniej. Również autorska audycja - pełna rodzynków. Obie audycje w moim odczuciu kłóciły się niestety z oprogramowaniem zaprogramowanego programu muzycznego, jaki niosło za sobą Radio Złote Przeboje. Celem podsumowania dwuletniej przygody odsyłam na  www.lpmn.pl oraz  www.forum.lpmn.pl.
Powrót do Trójki... już czytałem krytyczne opinie. Choć znakomita większość się cieszy - ja też. Są i tacy, co cieszą się, bo będą mogli wreszcie włączyć Radio ZP. Tylko wszelkim malkontentom i dyskutantom zadaję takie pytanie: Kim my jesteśmy, żeby oceniać w jedną albo drugą stronę? Czy potrafimy postawić się w czyjejś roli? Nie lubię pisać negatywnie, ale tym razem nie dałem rady.

I wierzę, że będzie dobrze. Dlaczego? Ponieważ po lipcu 2007 roku, było dobrze i z Listą Trójki i z Markiem Niedźwieckim. Świadczą też o tym aktualne posty na www.forum.lp3.pl, w większości pisane na "tak". Do kwietnia długawo, ale są przecież audycje Piotra Barona.

Czy moja godzina wpisu jest przypadkowa? A miałem zamiar pisać w piątek...

piątek, 22 stycznia 2010

LPMN setny raz

22.12.2010. Dzień Dziadka. Imieniny obchodzą: Anastazja, Wincenty.

O godzinie 19:00 100 (słownie: setne) notowanie Listy Przebojów Marka Niedźwieckiego. Dzieje się historia. Mimo, że to jej nowy rozdział - to trwa już ponad 2 lata. Jest to historia znaczona utworami muzycznymi najlepszej jakości, ponieważ niewątpliwie takie znajdują się co tydzień w zestawie do głosowania. Warto wymienić tutaj kilka perełek, których nie uświadczy się na żadnej innej Liście w Polsce, a może nawet i na świecie. Patrząc na podsumowanie na stronie http://www.lpmn.pl/ już pierwsze miejsce, czyli "Spanish Steps of Rome" zespołu ToTo, utwór pozornie niepozorny, stanowi o oryginalności tej Listy. Gdyby nie ta Lista to nie poznałbym nigdy zespołu Gotye (utwór "Hearts A Mess"). Gdyby nie ta Lista nie cieszyłbym się z utworu  "Sunset" Kate Bush na 1 miejscu w lutym zeszłego roku. Gdyby nie ta Lista nie usłyszałbym i nie zachwyciłbym się innym utworem Kate Bush "Lyra", który przebywał na Liście 38 tygodni.
Coż... i tu pasowałoby napisać, że z tym przebywaniem na Liście to jakoś na początku nie mogłem się przyzwyczaić, że piosenki mogą tyle tygodni "przesiadywać" w pierwszej trzydziestce. Jednak z czasem zacząłem to doceniać i dzisiaj nawet widzę w tym pewien urok LPMN. 30 tygodni już dzisiaj  chyba nawet nikogo nie dziwi. Jeśli się jest 57 tygodni (David Gilmour), 58 tygodni (Coldplay), 67 tygodni (Lao Che), to wtedy można powiedzieć, że mamy do czynienia z super-przebojem. I Toto, które było notowane najwyżej na 6 miejscu, ale jeśli chodzi o liczbę tygodni jest poza zasięgiem. 90 tygodni!!! Będzie 91?
Lista przeplata się z wydarzeniami osobistymi. Wykopany ze specjalnej edycji "The Joshua Tree" utwór U2 "Wave of Sorrow (Birdland)" osiąga pierwsze miejsce po 36 tygodniach. A mnie dopadła wtedy fala smutku w życiu osobistym. Inne istotne wydarzenie z mojego życia, na które czekałem od lat, zbiegło się w czasie z powrotem na pierwsze miejsce "The Day That Never Comes" zespołu Metallica. Nadszedł ten dzień...
Pamiętam nowość na 1 - "Wrong" Depeche Mode. A potem walkę Depeszów z Basią (utwór "A Gift"). Pan Marek Niedźwiecki podarował mi taki oto prezent... Otóż 01.05.2009 roku mogłem obserwować Listę na żywo w studiu. Jestem bardzo za to wdzięczny Jemu i Panu Adamowi Szurajowi, realizatorowi, bez którego również nie byłoby tej i prawie każdej innej Listy.
I choć Pan Marek raczej nie lubi napompowanych, specjalnych wydań, to dziś ten mały Lubileusz pozwalam sobie odnotować na blogu.
A ponieżej kilka fotek wykonanych 01.05.2009 roku.

Wiadomo kto? Nie? Bez żartów... Pan Marek.



 
Może nie wiadomo kto... Pan Adam (ale nie ja!!!).


Podglądamy LPMN nr 69.


Nadal podglądamy...


Lista, Lista i... już po.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Moja ukochana Pani Profesor

Staram się nie mieszać życia prywatnego i zawodowego, ale dziś zrobię wyjątkowy wyjątek. Rano moja ukochana Pani Profesor przeprowadziła ostatni wykład i oficjalnie została pożegnana przez Dziekana, Dyrektora Instytutu i studentów. Moja Promotorka, nieoceniony, niesamowity Nauczyciel i Współpracownik od wielu lat. Taka Mama naukowa... Byłem przy tym... i tą chwilę zapamiętam na długo, długo, długo. Piszę od siebie wielkie DZIĘ-KU-JĘ!!!
Jak widać zrobiło się pozamuzycznie, ale  nie sposób było pominąć tą chwilę bez tych kilku zdań. Czy to jest jakiś rodzaj patosu? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Jeśli to patos, to 100% szczery.
A do muzyki wrócę, tylko jakoś ostatnio "zarobiony jestem".

wtorek, 12 stycznia 2010

Sade żołnierzem miłości

Nowy utwór. Nowy teledysk. Będzie nowa płyta. Już się nie mogę doczekać. Nie ja jeden. Póki co na stronie www.sade.com można obejrzeć teledysk. Dowiedziałem się o tym z internetowego dziennika Pana Marka Niedźwieckiego. Kto lubi Sade - temu polecem. Kto nie bardzo - to może da się przekonać. Moim zdaniem jest zjawiskowo... Jeśli płyta będzie jak ten utwór to... no, no, no...

Znów rekord krótkiego wpisu lub jego okolice. Nie mogłem sobie darować i nie napisać kilku słów. 

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Myslovitz - Korova Milky Bar



Ciężko będzie napisać cokolwiek nowego o tej płycie, ponieważ jest ona przeanalizowana na wszystkie strony tak w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Niemniej jednak jako jednej z "Płyt dekady" (w moim przekonaniu) przedstawię tutaj swój punkt... odbioru. Muzyka w niej zawarta towarzyszyła mi na tyle intensywnie w pewnym okresie życia, że nie mógłbym uznać inaczej. Bywało, że słuchałem jej po kilka razy dziennie i nie było momentu, abym odczuł jakiekolwiek znużenie z tego powodu. W zasadzie na tej myśli mógłbym skończyć całą tą pisaninę. To co wybrzmiewało z lasera jadącego wokół płyty o tytule "Korova Milky Bar" raz było tłem do wykonywania codziennych czynności, a innym razem było odsłuchiwane w ciszy i skupieniu.
Początek płyty to dwa radiowe przeboje. Już sam tekst utworu "Sprzedawcy marzeń" świetnie wprowadza w klimat płyty. Równie reprezentatywna jest muzyka - na dobry początek. "Acidland" jako nieliczny daje pozytywne przesłanie, ponieważ potem będą poruszane różne problemy... Problemy człowieka, który może mieć kłopoty sam ze sobą, ale również otoczenie nie daje pozytywnych sygnałów. Tytułowy "Korova Milky Bar" został ponoć napisany w wyniku inspiracji filmem "Mechaniczna pomarańcza". Któż z nas nie czuł się jak "coś na prąd". Natomiast fragment "Jak na imę masz i co brałeś dziś" odnosi się do przykrej rzeczywistości klubowej (nie byłem i nie bywam w klubach, ale mogę sobie to wyobrazić!). "Mózg wysycha, pomóż mi" to apel o wyrwanie się z takiej rzeczywistości. Uwagę zwraca rytm i konstrukcja tego najkrótszego utworu na płycie. Kolej na moją ulubioną "Wieżę melancholii". Tyłuł może kojarzyć się z przebojem Sztywnego Pala Azji. "Tylko pstryk i już nie ma mnie". Akurat z tym tekstem mógłbym się nawet utożsamiać. Nieraz chciałem się gdzieś głęboko schować. Atmosferę podtrzymują klawisze, które grają w tle. "Za zamkniętymi oczami", "Klika błędów popełnionych przez dobrych rodziców" i "Siódmy koktajl" poruszają problemy człowieka zamkniętego w sobie i jednocześnie dostrzegającego szare. poszarzałe otoczenie - wewnętrzne obawy, zawód wobec rodziców, ludzkie wyrachowanie, polityka. Cóż, tematyka znana i to z 1979 roku, kiedy to Roger Waters śpiewał o kolejnych cegłach. Widać na świecie wiele się nie zmieniło pod tym względem. "Nigdy nie znajdziesz sobie przyjaciół jeśli nie będziesz taki jak wszyscy" odbieram jako opowieść o wyścigu szczurów - w pracy, wśród znajomych... "No i co? Spójrz na siebie, powiedz kim ty jesteś?" Ile razy zadawaliście sobie to pytanie?  Muzyka nabiera rozpędu i "W 10 sekund przez całe życie" to chyba najbardziej dynamiczny fragment na płycie. Choć zwolnienie i tekst refrenu dobitnie daje sygnał, że warto się zatrzymać w swojej życiowej pogoni. "Chciałbym umrzeć z miłości" to niestety utwór "zajechany" przez stacje radiowe i pewien telewizyjny serial. Również teledysk budził kontrowersje. Mimo to, wartość muzyczna tej ballady i nieomal akademickie podejście do tematu sprawiają, że nadal jest on perełką na płycie. Cóż, ja dostrzegam  mistrzostwo także w kolejnym utworze. "Szklany człowiek" - "nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart". Ludzkie zagubienie i deprecha osiągają apogeum. Po kilkuminutowej przerwie można posłuchać jeszcze "Pocztówki z wakacji". Tęsknota za drugą osobą. Kolejna, piękna ballada. Utwór o tyle wyjątkowy, że na wokalu zamiast Artura Rojka pojawia się Przemysław Myszor.
Choć nadal w instrumentarium podstawę stanowią gitary, to Myslovitz na tej płycie nie stroni od elektroniki i efektów, jakie można przy jej pomocy uzyskać. Mieszanka dynamicznych kawałków z balladami, stylistycznie przypominająca okolice na przykład radiogłowych (podobno ;-) ). Jednak nie tylko, ponieważ ja poczułem klimaty  The Cure, Joy Division albo Republiki. Trudno tu porównywać i nie podejmuję się tego. W końcu każdy artysta ma jakieś inspiracje i prawdziwą sztuką jest je odpowiednio wykorzystać. Na tej płycie udało się to zrealizować znakomicie. 
Nie polecam tej płyty ludziom, którzy mają jakieś wewnętrzne kłopoty, itp. Chyba, że ktoś chce się celowo zdołować. Tematyka niezbyt wesoła, tak jak problemy, z którymi boryka się współczesny człowiek. Ja słucham jej nieco z dystansu, choć muzycznie to są "moje" klimaty. Istnieje przecież lekarstwo na bolączki, ale o tym innym razem... 

piątek, 8 stycznia 2010

Płyty dziesięciolecia - SOLIDNE BRZMIENIE - Kraj

Wreszcie moglem się zebrać do napisania...
Znaczenie słowa "nominacja" zostało zdeformowane przez pewne reality-show i warto przywrócić mu właściwy sens. Gdybym miał wybrać (nominować?) najlepsze płyty w - nazwijmy to - kategorii "SOLIDNE BRZMIENIE", wówczas lista polskich płyt minionej dekady według mnie wyglądałaby jak poniżej. Starałem się wybrać te płyty, które najbardziej utkwiły w mojej muzycznej pamięci i mają dla mnie szczególne znaczenie. Poniższy zestaw, mimo kategorii, może być dla niektórych zbyt różnorodny, ale chyba na tym polega jego siła.

Armia - Freak ( Isound Labels - EMI Music Poland, 27.11.2009)
Najnowsza płyta Armii, a już stanowi dla mnie w swej odmienności i przebogatym brzmieniu instrumentalnym świeży, wschodni wiatr... muzyczny. W efekcie, być może, spowoduje ona jeszcze ciekawsze i nowatorskie łączenia stylów muzycznych z pozornie innych planet w wykonaniu innych zespołów. Mocna perkusja i bas, powtarzane frazy, dźwięki saksofonów. Pogłos. Niecodzienna jest również wymowa i przekaz tego materiału. Przejście na drugą stronę.
MOJE PAŁERPLEJE: You Know I Am, Green, Freak, The Other Side.



Hey - MTV Unplugged (QL Music - Universal, 05.11.2007)
Zdawałem sobie sprawę, że ten koncert będzie niesamowity, ale to wydawnictwo chyba przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Faktem jest, że setlista to swoiste "Best of". Jednak tak zmienione aranżacje, udział gości i samo przygotowanie trzonu zespołu, na czele z charyzmatycznym śpiewem, dały efekt piorunujący. Każdy, kto śledzi akustyczne koncerty powinien mieć tą płytę na swojej półce. Finezja, atmosfera i pomysł. Pomysł na aranż. Prawdziwe koncertowe brzmienie. Trzeba odnotować, że to druga płyta na polskim rynku wydana pod oryginalnym szyldem "MTV Unplugged" (nieliczne przedsięwzięcie stacji telewizyjnej, które uczyniło świat muzyki bogatszym).
MOJE PAŁERPLAJE: Ho, Mru mru, Cudzoziemka, Zazdrość


Reni Jusis - Trans Misja (Pomaton EMI , 22.08.2003 )
Muzycznie na tej płycie Reni Jusis osiągnęła pewien pułap możliwości wykorzystania środków, które pojawiły się już na poprzedniej płycie. Tu wydaje się ono (to wykorzystanie) nieomal doskonałe. Połączenie muzyki elektronicznej i tanecznej z jednoczesnym zachowaniem walorów artystycznych. Na płycie można usłyszeć bogate, przestrzenne brzmienie. Podane ze smakiem. W moim przekonaniu wielu artystów pop może inspirować się tą płytą. Dzisiaj także.
MOJE PAŁERPLAJE: Wynurzam się, Kiedyś cię znajdę, W zwolnionym tempie, Trans misja


Lao Che - Powstanie Warszawskie (Ars Mundi, 03.2005)
Już sama inicjatywa realizacji takiego projektu jest godna podziwu. Koncept-album przedstawiający wydarzenia z Warszawy 1944 roku, nie w sposób pompatyczny, ale z młodzieńczą werwą i polotem.
Dotąd takie przedsięwzięcia mogły kojarzyć się jedynie z  festiwalem kołobrzeskim w minionym okresie. Niezwykle ciekawa jest warstwa tekstowa z licznymi cytatami oraz wykorzystanie przemówień jako sampli. Płyta stanowi swoisty spektakl (słuchowisko?). Trochę przypomniały się moje czasy harcerstwa i drgnęła w moim sercu struna patriotyczna, kiedy wsłuchiwałem się w utwory z tej płyty. Różnorodne brzmienia, tempa i charakter świetnie oddają temetykę albumu. Tematykę poszarpanej (zszarganej?) ambicji do wolności.
MOJE PAŁERPLAJE: Godzina W, Stare Miasto, Przebicie do Śródmieścia, Czerniaków


Myslovitz - Korova Milky Bar (Sony Music, 27.05.2002)
O tym zespole i tej płycie napisano już tak wiele, że stoi przede mną trudne zadanie. W reedycji pojawiła się nawet historia jej powstania autorstwa Leszka Gnoińskiego. Dołączę do grona tych słuchaczy, którzy uważają, że właśnie ten (a nie poprzedni!) materiał pokazał szczyt możliwości muzyków. Tak w kompozycji, jak i śpiewie. Tak w aranżacji, jak i w tekstach. Zawarte w nich myśli przenoszą w klimat marazmu wokół i spojrzenia wgłąb siebie. Podane genialnie. Gitarowe brzmienie momentami ubarwione elektroniką także okazało się kluczem do sukcesu.
MOJE PAŁERPLAJE: Sprzedawcy marzeń, Wieża melancholii, Nigdy nie znajdziesz sobie przyjaciół jeśli nie będziesz taki jak wszyscy, Szklany człowiek


T.Love - Model 01 (Pomaton EMI, 05.11.2001)
Teoretycznie materiał zawiera muzykę T.Love taką, jakby można było tego oczekiwać i do jakiej wszyscy są przyzwyczajeni. Po prostu znany szyld T.Love. Jednak to tylko pozory. Kilka utworów zawartych na tej płycie dowodzi, że zespół świetnie się rozwinął i nie przestał poszukiwać nieco innego oblicza. Zarazem całość nie przekracza granicy jakiejś gruntownej zmiany kursu. Słowa napisane przez Muńka są na swoim doskonałym poziomie. Bardzo widoczne są odniesienia do współczesności, np. "samoloty" w utworze "Zły wtorek" w kontekście 11.09.01. Pozytywnym aspektem jest także lista gości, którzy brali udział w nagraniach. Otrzymaliśmy znane rockowe brzmienie z zachowaniem swojego stylu i otwartością na muzyczne smaczki. Jednocześnie.
MOJE PAŁERPLAJE: Pank is ded?, Model 01, Moje pieniądze, Nie,nie,nie


And the winner is...




poniedziałek, 4 stycznia 2010

Bluesowa kolęda Cree

Witam w Nowym Roku!
Okres poświąteczny to wciąż czas śpiewania kolęd. Kolędują różni wykonawcy od chórów począwszy a skończywszy na zespołach rockowych. Jedną z takich propozycji ma zespół Cree. Cóż ja tu będę opisywał... Trzeba posłuchać! Najkrótszy wpis? Jak dotąd - tak. Dziękuję Siostrze, bo to Ona pozwala mi odkrywać takie dźwięki jak te: