Taka nazwa...

Dlaczego "adameria"?

Zaraz, zaraz... to się kojarzy ze słowami: cafeteria, drogeria, pasmanteria, fanaberia, kokieteria, histeria, itp.
W tej witrynce - ma prawo.
Będzie raczej okołomuzycznie. Choć nie zawsze,
a na dodatek widziane subiektywnie.
Zapraszam. Każdego kto tu zajrzy - pozdrawiam. Wszak ważne jest podzielenie się... z Wami.A na koniec - postaram się nie wymądrzać. Uda się:-)?

czwartek, 31 grudnia 2009

Płyty dziesięciolecia - zapowiedź

Od kliku dni chodzi mi po głowie, aby w pierwszych miesiącach roku 2010 zaprezentować Szanownym Czytetlnikom kilka płyt, które w ostatnim dziesięcioleciu wywarły na mnie największe wrażenie. Kończy się rok 2009, kończy się dekada, więc można pokusić się o takie SUBIEKTYWNE(!!!) podsumowanie. Dlatego spróbuję napisać klika zdań na ten temat. Oczywiście musiałem przyjąć jakiś podział na kategorie, ponieważ nie da się zestawić razem ciężkich riffów gitar z lekkimi dźwiękami pianina. Byłoby nieuczciwie. Wymyśliłem sobie trzy równoległe kategorie:
MOCNE UDERZENIE
SOLIDNE BRZMIENIE
ŁAGODNE NUTY
W każdej z tych kategorii dodatkowo wyróżnię muzykę polską i światową. Obiecuję prezentację dobrej moim zdaniem muzyki.
To tyle słowem wstępu, proszę o cierpliwość i poczekanie na moje wpisy w tej sprawie. Nie obiecuję regularności i trzymania się jakiejkolwiek kolejności w powyżej wymienionych kategoriach. Będzie nawet ciekawiej, jeśli je wymieszam. Zapraszam do lektury.
NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU 2010! Jak mądrze mówi mój Szwagier - "ja wszystkim dobrze życzę zawsze, nie tylko od Święta" :-). To ja też.

środa, 30 grudnia 2009

Listowy unikat na półkę


Kiedy Pani listonoszka przyniosła tę książkę, to ja stałem ubrany w drzwiach i miałem właśnie wychodzić. Przyjąłem przesyłkę, migiem otworzyłem i zacząłem przeglądać. I tak zatrzymałem się w drzwiach na pół godziny, dopóki nie zrobiło mi się gorąco. Musiałem przejrzeć i cofnąć się w czasie. Tzw. rarytas pod tytułem "Lista Przebojów Trójki Not. 1301-1330" autorstwa Jakuba Jarosza i Jacka Marcinkowskiego stanowi suplement do książek Marka Niedźwieckiego z zestawieniami LP3 i na temat LP3. Dla mnie to uzupełnienie jest o tyle ważne, że jako słuchacz i fan, dzisiaj już obu List, do notowań opisywanych w książce podchodzę emocjonalnie.
Kończy się rok 2009, kończy się dekada. Muzycznym wydarzeniem dekady w mojej opinii nie była śmierć takiego czy innego muzyka, jakiś koncert czy płyta... Cóż, każdy pewnie teraz pomyśli inaczej... Subiektywizm. Przejście (nie odejście!) Pana Marka z jednej stacji radiowej do drugiej uderzyło we mnie na tyle mocno, że nie sposób zapomnieć o tym co się działo w 2007 roku. 25 płyt na 25-lecie plus 5 "Złotych Trójek" (czy to przypadkowe połączenie tych dwóch słów?), książka nr 2 wydawały się podsumowaniem, a były również pożegnaniem.
Pożegnaniem i powitaniem zarazem jest prezent od Forum LP3 (link po prawej) dla Pana Marka - właśnie ta książka. Okładka zawiera pracę Jarosława Blaminskiego, który jest fanem LP3 i for(um)owiczem, podobnie jak autorzy tej książki. Książka ma 130 stron, jest już drugie wydanie, a wydawcą jest Jotem3.pl czyli też for(um)owicz. Wszystko co jest wewnątrz dotyczy najnowszej i najstarszej historii Listy. Książkę rozpoczyna wstęp Pana Marka oraz kilka zdań od Użytkowników Forum. Zaraz po tym Pani Alina Dragan pisze o przyjaźni z Panem Markiem. Dalej mamy każde notowanie od 1301 do 1330, które zostało wydrukowane w formie repliki odręcznego spisu utworów jakiegoś wykonawcy znanego z Listy, redaktora muzycznego albo for(um)owicza. Uzupełnienie stanowią wpisy z Forum LP3 oraz krótkie bądź odrobinę dłuższe notatko-wspomnienia, które możnaby zatytułować po prostu "Czym jest dla mnie lista przebojów?". Wszystkich osób nie wymienię, ponieważ jest ich bardzo wiele (więcej niż same 30 notowań). Pozwolę sobie wspomnieć ludzi z Forum, ponieważ to wydawnictwo jest przede wszystkim ich dziełem. Chronologicznie, kolejno nickami:  Megalomaniec 3-owy, jblaminsky, Jacek Kmiecik (wyjątkowo imię i nazwisko, wszak to administrator Forum!), grzesost, drwycior, Martyr, szakal35, Ś.P. Bodeczek, Gabram, leszekno, adr, JC, emma_em, kajman, Yacy, andrew01, DarekM, Gary, Emilencja, Darek, Jopkolog, jotem3, Robinson, ku3a, Kiefer, Bobby-X, 1981, tadzio3. Dodatkowo dorzucę do tej listy Marcina Buchalskiego i Izę Matuszak, których nicki nie są wymienione w książce. Mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem. Z muzyków chyba najcenniejszy jest zapis Sala Solo, bo to jedyny gość, spoza Polski. Dzięki Januszowi Bosowskiemu z Wietrznego Radia Chicago można przeczytać krótkie felietony Pana Marka powiązane z bieżącymi notowaniami. W książce są zamieszczone także zdjęcia ze zlotów forumowych oraz innych spotkań z Panem Markiem, a na końcu książki pojawiają się nawet zdjęcia z IV zlotu,  na których jest Pan Piotr Baron. Wartościowymi zestawieniami są: podsumowanie 1330 notowań oraz Topy Wszechczasów od tzw. zerowego z 1983 roku do czternastego. Dla mnie smaczkiem jest tzw. "przedlista" czyli zestaw notowań Listy Przebojów Programu Pierwszego współprowadzonej przez Bogdana Fabiańskiego i Marka Niedźwieckiego od 08.08.1981 do 12.12.1981 (wiadomo dlaczego dalej nie!) oraz przedsłowo do tej "przedlisty", którego autorem jest Krzysztof Matejko.
Dla fana LP3, jakim niewątpliwie jestem, to wydawnictwo jest świadectwem tamtego czasu, roku 2007. Wywołuje ono falę wspomnień. Pamiętam, że 27.07.2007 wyprawiałem moją rodzinkę nad morze i szczerze, to nie bardzo miałem czas wsłuchiwać się w notowanie nr 1330. Było pakowanie, a przy tym ogólne zamieszanie. "Com uczynił". Podobało mi się to tłumaczenie piosenki Linkin Park, ale nie zdawałem sobie sprawy, że ono jest dwuznaczne. Na dodatek, zupełnie na luzie słuchałem 29.07 "Markomanii" z konkursem o Liście w tle. Przynajmniej tak się wydawało, że w tle. Męczyło mnie tylko, dlaczego Pan Marek nie gra choćby ciut weselszej muzyki... Pamiętam audycję "TuBaron" 31.07 - piękne pożegnanie i swego rodzaju "namaszczenie" następcy. Posłuchajcie (z wrzuty.pl, trzeba nacisnąć przycisk play ze strzałką, a potem chwilkę odczekać):
Marek Niedźwiecki ostatni raz w Trójce

Piosenką na pożegnanie był utwór Lionela Richie "Goodbye". Książka przywołuje też dalekie wspomnienia. Przykładowo - moją niezwykłą radość, kiedy to z okazji I Komunii Św. otrzymałem tranzystorowe radio  "Lena". Już nie musiałem słuchać audycji w pokoju Rodziców ze słuchawkami na uszach.
Dziś na szczęście mogę się cieszyć tym, że zamiast jednej - są dwie rówoległe Listy. Pewnie ja ułożyłbym każde notowanie w innej kolejności niż "odbiorniki" i "słuchawki" przy pomocy swoich głosów. Jednak zawsze ciekawi mnie ten cotygodniowy wybór i szanuję go wielce. Dlatego słucham i niech tak zostanie.
Dziękuję jotem3 za profesjonalną przesyłkę!

P.S. Książka do kupienia wyłącznie na Forum LP3 lub Forum LPMN.

środa, 23 grudnia 2009

Na przed i po... to i tamto

Wczoraj minęła 8 rocznica śmierci Grzegorza Obywatela Ciechowskiego i nie sposób mi o tym nie napisać. Od "Białej flagi" na 1 miejscu na Liście Trójki zaczęła się moja coraz bardziej świadoma przygoda z muzyką. Postać wybitna, ale więcej nie będę powatrzał za tysiącem zdań, które można znaleźć w internecie. Lepiej posłuchać...


Wersja koncertowa. Inna, równie znakomita. Niewykluczone, że oryginału będzie można posłuchać w czasie dwóch Topów Wszech Czasów. Markowy jest 26 i 27.12 między 10:00 a 15:00 w Radio Złote Przeboje, a potem radio Piotrków nadaje w Programie Trzecim 31.12 oraz 01. i 02.01 jakoś po południu (nie pamiętam, ale obstawiam, że początek o 15:00). Gdyby jednak "Nie pytaj mnie o Polskę" nie pojawiło się w zestawie, bo przecież zmieścić się w 100 najlepszych utworach to duża sztuka, to zawsze można wrócić do jakiegoś nośnika. Jeśli ja miałbym sięgnąć do najpierw-szej wersji, to wyjąłbym z półki winyla z tą piosenką. Pamiętam tą chwilę jak pod koniec lat 80-tych na koloniach :-) zobaczyłem pierwsze CD w życiu, właśnie Obywatela G.C. i właśnie było to "Tak!Tak!". Wtedy zastanawiał mnie troszkę tytuł piosenki, ale wkrótce sam Autor wyjaśnił, że gdyby brzmiał on "Nie pytaj mnie" to nikt nie zwróciłby uwagi na tekst.


Ponieważ Święta tuż, tuż, to zmienię temat i nie będę wydłużał, bo każdy się spieszy, żeby zdążyć przed... Polecam płytowy zestaw "karpiowy" "Idą Święta 3", bo oprócz wesołych nut można wesprzeć akcję zbiórki na rodzinne domy dziecka. O akcji i muzyce nie będę pisał,  najlepiej przekonać się samemu. Jest faktem, że już rok po roku, rok za rokiem, nowy "Karp" to wydarzenie radiowe i wielu wyczekuje go już od... Wszystkich Świętych.

Czytelnikom życzę udanych, DOBRYCH Świąt. Byleby jednak cała ta otoczka lobbistyczno-medialno-zakupowa nie przysłoniła nam, tego co jest istotne, czego Wszystkim i sobie (też) życzę. Kolęd będzie jeszcze wiele zewsząd, poza tym dziś jest 23.12, dlatego pozawalam sobie przypomnieć taką oto piosenkę... Czy ten utwór też odtwarzają po sklepach? Jeśli tak, to szkoda. Mam nadzieję, że jednak nie należy on do grupy tych "zabitych" przez powtarzanie w kółko...

niedziela, 20 grudnia 2009

Jakiś zagrudniony jestem

Pomyłka? Zabiegany? Może trochę... A może zagubiony? O, nie!
Pan Marek w "Złotych, ..." tak "dzwonił", że przychodziły do głowy najlepsze wspomnienia. Grudniowe. Święta? Spokojnie, jeszcze idą... Dzisiaj Msza Św. zaczęła się od "Niebiosa, rosę spuście nam z góry". Adwent? W zasadzie czas końca Adwentu. Już się to trochę miesza... Za oknem minus 10 i biało, choć od wtorku zapowiadają ciapę, a ponowną biel dopiero za tydzień. Trudno-grudno. Dziś pozjeżdżałem sobie z Córką z górki. Ale grudniło! Wot, durnyj czielawiek... Trudno-grudno, niech mnie zobaczą, w takiej właśnie akcji - pomyślałem parafrazując i wio dalej. Wot, i jeszcze się tym teraz chwali. Ojej... To starym koniom nie wolno? Najlepsza "górka" jest w Olsztynie. Nie, nie tym, tylko tym koło Częstochowy. Tak, jestem za...grudniony. Nawet stoi gdzie trzeba odpowiednie drzewko do kompletu. Jak Pan Marek przed południem zagrudnił piosenkę Lidki Pospieszalskiej (choć słyszałem ją wcześniej), to dopiero wczoraj nie potrafiłem się od niej oderwać. Znalazłem ją o tu i tak sobie nucę,  flecę, skrzypię, tupię, dudnię i grudnię po kilka razy dziennie. W głowie oczywiście. Flet na czole, przepraszam... czele. Fletowo-skrzypcowo-tubową terapię można sobie zapodać śmiało. Polecam każdemu kto chce łagodnie przejść przez szok termiczny tam i z powrotem w tym tygodniu. Pastorałka przed Pasterką i po... A może zapowiadacze-przepowiadacze się pogrudnili i grudniowa pogoda pozostanie?

Przed chwilą znalazłem taki oto ruchomy grudniowy plakacik:



Do kolejnej mojej grudniny!

wtorek, 15 grudnia 2009

Armii granie w antywojennym stanie


Kiedy wracałem po koncercie, byłaby już godzina policyjna. Wtedy uświadomiłem sobie, że 28 lat temu taki koncert nie odbyłby się, a ja zamiast teraz pisać (pomijam kwestie postępu, technicznego zwanym), siedziałbym pewnie zatrzymany na 48 za "gromadzenie się". Jednak zacznijmy od początku...
Na koncert przybyłem odpowiednio wcześniej, licząc się z tym, że jak to zazwyczaj bywa na takich imprezach - będzie spora "obsuwa" czasowa. Zaskoczenie. Nie było supportu. Muzycy Armii wyszli na scenę przed 19:15, zatem zmieścili się w kwadransie akademickim! Przez ułamek sekundy pomyślałem, że będzie jeszcze jakieś "ustawianie" instrumentów...

Nic z tych rzeczy! Pełny profesjonalizm. Po prostu "Gdzie ja tam będziesz ty" (Legenda) na dobry wieczór albo jak kto woli na dobry początek. Pozwolę sobie zapisywać tytuły płyt, z których pochodziły zagrane utwory, biorąc pod uwagę Czytelnika, który jakimś cudem nie zetknął się z Armią. Drugim utworem była "Zła krew"(Ultima Thule). Młodsza część publiczności zebrała się do pogowania, ale moim zdaniem szaleństwo zaczęło przy utworze "Popioły" (Triodante), wykonanym równie dynamicznie jak na płycie (jeśli nie lepiej!), mimo upływu lat od jego premiery. Na marginesie przez cały koncert dało się zauważyć niezwykłą, pozytywną energię, jaką zespół dzielił się ze słuchaczami. Wiem o tym nie od dziś, bo sam pamiętam czasy harcowania pod sceną (kiedy to było?). Jednak za każdym razem, jak jestem na koncercie Armii, a trochę tego było, dziwię się i podziwiam - ile zespół potrafi z siebie wykrzesać. I Bogu dzięki. Skoro o Bogu mowa, to następnym utworem była "Katedra" (Der Prozess). Czy zagranie "Aguirre" (Antiarmia) w taki dzień jak 13.12 jest przypadkowe? A "Nic już nie przeszkodzi" (Antiarmia)? Dźwięki wydobywające się z tego utworu były jak wyrównywarka mojego mózgu.

Przejdźmy jeszcze do kwestii przesłania. Przepraszam, jeśli kogoś urażę, ale większość koncertów rockowych jest odbierana przez szeroko pojętą gawiedź jako niezłą imprezę, przy której można poskakać, wyszaleć się, poklaskać i zagwizdać. I tyle. W sumie OK. Sam klaskałem i gwizdałem... Część samych zespołów też traktuje koncerty jako "fajną balangę", nic poza tym. Może jednak muzyk w tym czasie pracuje? Może jednak wokalista chce poprzez bezpośredni kontakt coś powiedzieć ludziom, którzy przyszli go posłuchać? Jestem przekonany, że w przypadku Armii nie ma miejsca na fuszerkę, a Tomasz Budzyński to postać charyzmatyczna, która tak na płytach jak i na koncercie "nawija" opowieść wykorzystując teksty utworów. Tylko na koncercie klocki są odpowiednio przekładane. Może się zagalopowałem, wracam zatem do listy utworów.
Takim kolejnym opowiadaniem, tym razem wspomnieniem ze szkoły, były "Buraki, kapusta i sól" (Droga). Wtrącony tekst "We don't need no education" nie skojarzył mi się ze słynną Floydową "Ścianą", co jest oczywiste, ale z utworem Triquetry "Na wagary" w wersji z "Atomu", gdzie również słychać podobny zabieg. Dzięki temu odkryłem, że te utwory Armii i Triquetry łączy jakaś tęsknota do wolności ze szkolnych lat. Po tym utworze zostały zagrane "Statek burz" i "Zły porucznik" (oba z Der Prozess), opowieści, z których wynika, że należy "opierać się złu". Zwłaszcza wykonanie tego drugiego wywarło na mnie niesamowite wrażenie. Tu brawa należą się gitarzyście Frantzowi, który dosłownie dwoił się, pod nieobecność Pawła Klimczaka.

Kolejne utwory to "Jeżeli" (składanka Jak punk to punk :-), pamięta ktoś?), "3 bajki" i "Niezwyciężony" (oba z Legendy) czyli tzw. zestaw kanoniczny. Gdyby nie ten pierwszy z tu wymienionych może do dzisiaj nie wiedziałbym co to Armia (chyba przesadziłem). Drugi - to jak zwykle zabawa z publicznością, a trzeci - szaleństwo. Jednak przy trzecim coś tu było nie tak - zmiana rytmu, jakby rege? Tak, częściowo nowa, bardzo ciekawa aranżacja. Lubię takie niespodzianki. Ostatnią trójkę przed bisami stanowiły przebojowy "Poza prawem" (Ultima Thule), legendarna "Opowieść zimowa" (oczywiście Legenda) oraz znów przebojowy "Underground" (Der Prozess). "Opowieść...", odpowiednio zapowiedzianą, należy potraktować jako antidotum na te długie grudniowe wieczory, kiedy to noc przeważa nad dniem. Umieszczenie "Underground" na końcu podstawowej części koncertu, też nie jest przypadkowe. Adwent to nie jest czas smutku, to radosny czas oczekiwania, dlatego można, a nawet należy "wołać na cały głos". 

Muzycy zeszli ze sceny, ale szybko wrócili. W niepełnym składzie. Pojawili się dr Kmieta na basie i Krzyżyk na perkusji. Zaczął bas, dołączyła perkusja, a potem jakiś pogłos z elektronicznego urządzenia (co to było?). Trochę jakbym słyszał "One of these days" Floydów. A to co wyczyniał Perkusista przez duże P, to przeszło moje (nie tylko) najśmielsze oczekiwania... O tym nie śniło się nawet filozofom! Armia zawsze miała niesamowitych, szybkich i zdolnych bębniarzy - oby to pozostało "świecką tradycją". Ten moment koncertu na dłuuugo zapamiętam. Dopiero po kilku minutach dołączył gitarzysta Frantz oraz wokalista Tom. Wtedy okazało się, że z improwizacji wyłania się utwór "Break Out" (Freak). Jeśli tak mają wyglądać występy promujące album "Freak" na żywo - z pewnością chcę w nich uczestniczyć. Próbkę mieliśmy jeszcze w postaci utworu "Green" (Freak), choć tu z oczywistych względów instrumentarium, wersja utworu była skrócona. Po nim zagrano "Podróż na wschód" (Legenda).

Dalej Tomasz Budzyński spytał się "czy zagrać coś strasznago, czy wesołego". Publiczność wybrała tą pierwszą opcję i tak poleciał "Proces" (Der Prozess). "Niesamowita dynamika" - pomyślałem. Po tym utworze Tom zapowiedział kolejny w ten sposób: "Chciałem zacytować kolegę z zespołu Kult z pierwszej płyty 'Przecież wiemy kto zwycięży, więc stańmy po stronie zwycięzcy' " i z okrzykiem "On jest tu" (Duch) na wstępie, zagrano utwór, który jestem w stanie słuchać kilkanaście razy z rzędu. Muzycy zeszli ze sceny.

Jednak znów wrócili. Tom powiedział, że wszystkie utwory były poświęcone tej dacie, jednak żeński głos z publiczności z tekstem "Dzień księgarza", pozytywnie rozbił grudniową atmosferę. Tak czy siak utwór "Zostaw to" (Antiarmia) z przesłaniem, że "każdy wie co ma zostawić" zakończył koncert. Należy jednak dodać, że na koniec ostaniego utworu wokalista zamienił się z perkusistą, co mnie osobiście skojarzyło się z żartem jaki Muse wykonał w czasie występu we włoskiej telewizji. W przypadku Muse było to wyrażenie protestu wobec "odgrywania roli" z playbackiem. Jak chodzi o Armię, był to raczej spontaniczny żart. Muzycy zeszli ze sceny na dobre, a było około 21:15.

Do tej pory nie napisałem słowa o waltorni, a Kuba Bartoszewski był obecny. Jego gra dodawała charakterystycznego brzmienia zespołu, jednak wydaje się, że waltornia miała słabe nagłośnienie. Po koncercie dowiedziałem się, że Armia nie przyjechała z własnym akustykiem...
Czy zabrakło mi jakiegoś utworu na koncercie? Mógłbym wymienić wiele, ale jeden szczególnie pasował. "Adwent". Wszak 13.12.2009 to nie tylko 28 rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce i przewaga nocy nad dniem. To także 3 niedziela adwentowa.


Przepraszam za jakość zdjęć, były wykonywane telefonem komórkowym. Fragmenty koncertu można obejrzeć na podstronie youtube wujekdrut. Filmiki zarejestrował kolega z forum Armii.

sobota, 12 grudnia 2009

Prezent Prezentera Piotra


Lista Przebojów Programu Trzeciego. Prezentuje... Pan Piotr. Piotr Baron. Mieszane, nie wstrząśnięte. Ani nie wstrząsające. Ale porywające. Na frontowej okładce na czoło wysuwają się uczy, zatem na oko widać,  co jest najważniejsze w tym wydawnictwie. Zestaw dziewiętnastu utworów plus jeden cenny bonus. Chociaż jak się sięgnie do książeczki, to cisną się na usta prawie same superlatywy. Duże, wyraźne zdjęcia i opisy, dotyczące najważniejszych wydarzeń prawie minionego roku 2009. Może poza wspomnieniem 1400 Listy, która była jeszcze w roku 2008, ale mnie to nie przeszkadza.
Sam Listę słucham od dziecka, dlatego tak jak niedawna kolekcja (wszystko jest kwestią czasu) 25 płyt na 25-lecie Listy sygnowana znakiem jakości Marka Niedźwieckiego, a potem pięciokrotna dokładka pod tytułem "Złota Trójka" (do dziś się zastanawiam czy Pan Marek już wtedy coś sugerował), tak również i ten zestaw utworów jest dla mnie prezentem i pozostanie cenną pamiątką. Sięgam zatem do sedna, czyli do muzyki. Należy zaznaczyć, że nie wszystkie utwory, które znalazły się w zestawie, mnie odpowiadają. Z drugiej strony, nie ma takiego utworu, którego nie tolerowałbym, a takowe zdarzają się na Liście, ba, były nawet w tym roku. Wracając jednak do zestawu, to na tym polega składanka - dla każdego, coś miłego. Pozwolę sobie szerzej wspomnieć tylko o niektórych nagraniach. Rozpoczyna Emilliana Torrini z chwytliwym refrenem. Drugi utwór z pewnością przejdzie do historii Listy. Był to pierwszy utwór Voo Voo, który znalazł się na 1 miejscu i to w tym, konkretnym, 1400 notowaniu Listy. Chce się powiedzieć "wreszcie" i "po tylu latach". Potem Blue October, ale z pewnych względów o tej piosence napiszę na koniec. Z Nosowską powinienem zrobić to samo, ale nadmienię tylko tyle, że na 1 miejscu "Uciekaj moje serce" pojawiło się w 1435 wydaniu w dniu 01.08.2009 roku. Po Nosowskiej - Coma i Mika Urbaniak, a następnie zespół Sofa. Piosenka "Ona movie" z doskonałą melodią i prześmiewczym tekstem stała się moją ulubioną, od kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy. Taka satyra na współczesność. Za Sofą - prawdziwy przebój. Powrót A-ha od czasu "Summer Moved On", bo przecież "Foot of The Mountain" również pojawił się na 1 miejscu. I to nieomal jednocześnie  w Trójce (22.08) i w Złotych Przebojach (21.08). Ponadto w listopadzie był koncert A-ha, ponoć pożegnalny, a zespół ma fanki w redakcji Listy (Panie: Helen oraz Kasia Pakosińska). Po A-ha można posłuchać Plateu i Renaty Przemyk w przejmującym "Nic nie pachnie jak ty". Kolejną piosenkę śpiewa Lily Allen. Jedenastym utworem jest "Nucę gwiżdżę sobie" Doroty Miśkiewicz. Spokojne, ale niezwykle pozytywne nagranie. Myślę, że jest w stanie poprawić nastrój niejednemu człowiekowi. Polecam. Po tym pozytywie - kolejny. Wakacyjny utwór Basi, "naszej kochanej". "Blame It on The Summer" ma taki rytm i swing, że nogi same chcą tańczyć. Wizyta Basi w czasie Listy pozostanie wydarzeniem. Niestety nie została ona odnotowana w książeczce, ale za to na stronie www Listy (link po prawej) można obejrzeć nawet filmik. Jest zatem jakaś rekompensata.Po Basi - L.Stadt i Indios Bravos. A po nich - Katie Melua. Katie pojawia się nie tylko wśród utworów, można zobaczyć Jej przepiękne zdjęcie. Obietnicę Pana Piotra zapamiętałem - kiedyś Katie Melua poprowadzi całą Listę! Po Niej duet Empire Of The Sun. Numer siedemnaście czyli Agnieszka Chrzanowska z Krakowa ze spokojnym "Nie znajdziesz mnie". Kolejny utwór... "Life in Technicolor II" Coldplay. Lubię tą kompozycję do tego stopnia, że to jest jeden z moich dzwonków w telefonie. Prawie na finał utwór, który Listy nie zawojował, ale niezwykle cieszę się, że Pan Piotr go umieścił. Banana Boat i Eleanor McEvoy w piosence "Little Look". Warto się wsłuchać. Na dodatek pojawia się utwór może zapomnianego już zespołu Red Box z 1983 roku pod tytułem "Chenko". Nie tylko "For America" była na Liście.
Jak chodzi o książeczkę, biało-różową, czyli w kolorach logo Trójki, to naprawdę trzeba przyznać, że jest ona taka jak trzeba. Wstęp Pana Piotra. Opis wybranych List wyjazdowych - ta z Hiszpanii i dwóch trójkowych przyczółków czyli ze Szklarskiej Poręby i z Augustowa. Potem wizyty dwóch światowych artystek Katie Melua (już pisałem) i Melody Gardot. I wreszcie opis zlotu Forum. Po track-liście czas na podziękowania. Jak bardzo mi ulżyło, kiedy zobaczyłem tam nazwisko Pana Marka. Czy czegoś zabrakło? Oczywiście. Nie ma zbyt wiele o współpracy z Kasią Pakosińską i ani słowa o współpracy z Kanadą. Może następnym razem, jeśli taki będzie?
Zabrakło mi również Listy wyjazdowej z Wrocławia. Byłem tam z najbliższymi. Tak, to dlatego. Stałem w tej kolejce. Pozdrawiałem i zapowiadałem nawet utwór Dream Theater. Po Blue October "Say It". No właśnie. Usiadłem wtedy przy stoliku z Panem Piotrem, zamieniłem kilka zdań. Piotr Baron przyznał,  że "Say It" to jego ulubiony utwór. W tekście pojawiają się co prawda "faki" (ale z sensem!), mimo to od tego momentu nieodmiennie będzie się on mnie kojarzył z Listą z Wrocławia. Dlatego na koniec galeria zdjęć z 01.08.2009 roku.
Na zdjęciach kolejno: Wóz Trójki, Michał Nogaś odblokowywuje miejsca siedzące przez telefon,  Piotr Baron się przygotowywuje, Wóz od drugiej strony, Za czym kolejka ta stoi?, Prawie na końcu Listy, Podpisy po Liście.












wtorek, 8 grudnia 2009

Drakka jest super czyli o co tu chodzi

Pismo dla grzeszników.  Taki jest podtytuł czasopisma, które jest mi bardzo bliskie z wielu względów. Po pierwsze opisuje ono rzeczywistość muzyczną, którą "kupuję" nieomal w całości. Po drugie, co może jest ważniejsze, dotyka tych tematów (nie tylko muzycznych), które są istotne z punktu widzenia chrześcijaństwa, czy też człowieczeństwa w ogólności. Poza tym redakcja czyni to w sposób nowoczesny. Głównym adresatem jest młoda część społeczności, ale myślę, że autorzy absolutnie nie wyznaczają granic wiekowych.



Tzw. numer zerowy ukazał się jakiś rok temu. W tym numerzy poza wieloma ciekawymi artykułami, np. o subkulturze "emo" i wywiadami, np. z Budzym jako dodatek pojawia się CD z muzyką hip-hopową. Przy czym raperzy nawijają śmiało o Bogu, relacjach z Nim, a w jednym z utwórów nawet łączą siły. Niemniej jednak nie chcę się rozpisywać, ponieważ to nie jest to ostatni numer tego czasopisma.

Kolejny, numer pierwszy, jest równie ciekawy, jeśli nie ciekawszy od swojego poprzednika. Przewodnim tematem tegoż numeru czasopisma jest problem dość słabawego uczestnictwa płci brzydkiej w życiu Kościoła. Hasło "Dlaczego chłopaki nie płaczą i nie lubią chodzić do kościoła" przewija się m. in. w wywiadach. A w związku z powyższym hasłem, wywiadem-wizytówką jest chyba ten z Muńkiem Staszczykiem. Rozmowa spora i nawet jeśli ktoś z Was nie ma możliwości nabycia czasopisma, to można ze strony drakki ściągnąć sobie tzw. e-zin z zapisem video spotkania z Muńkiem. Pamiątek z tego wywiadu jest więcej, ponieważ na stronie flickr dodatkowo można obejrzeć foty (jedno ze zdjęć poniżej). Nie sprawdzałem e-zina, ale powinna być tam również rozmowa z Natalią Niemen. Stąd wniosek, że Drakka nie jest pomyślana tylko i wyłącznie jako magazyn w celu uskuteczniania lektury, ale tworzy się do tego całe zaplecze. I słusznie.

W  samym czasopiśmie można znaleźć również takie smaczki, jak rozmowa z ACTE. Czy wiecie co to jest parkour? Moją uwagę przykuł artykuł o emtiwizacji czyli swoistym , zaprogramowanym i sterowanym odgórnie ogłupianiu widzów przez niektóre media. Ponadto  można znaleźć rzetelne recenzje, np. o płytach NLM czy TGD oraz na deser kolejno wywiady: z Podolem, z x. egzorcystą Rafałem Wronieckim, króciótki z o. Janem Górą i z Danielem Dębniakiem. O wywiadzie z x. Rafałem napiszę tylko tyle, że poruszane są takie kwestie, z których jako zwyczajni śmiertelnicy nawet nie zdajemy sobie sprawy.

Jak to powiedziano w spocie poniżej Triquetra i Ox obchodzą swoje dziesięciolecie. Dlatego, oprócz wywiadu z Kubą, można znaleźć opisy wydawnictw Triquetry na płytach kompaktowych, z rejestracją koncertu włącznie. A propos, koncert na DVD sam opisywałem na tym blogu, ale mój wpis jest mniej krytyczny od tamtej profesjonalnej recenzji.  Zdanie "o trajektorii lotu" z powodu słabej możności czytania się zapisu na elektronicznych urządzeniach nieźle mnie rozbawiło. Przy okazji pozdrawiam Kubę!



Kolejnym pozytywnym aspektem jest obszerny wywiad z Danielem z OX-a, który mówi np. o jesiennym święcie piwa w Bawarii i kulturze picia. Uzupełnienie stanowi płytka Ox zatytułowana "Ten" (a jakżeby inaczej), ale to już wymaga osobnego mojego wpisu. Przy okazji pozdrawiam Daniela!
Skoro o pozdrowieniach mowa, to poniżej pozdrowienia od Muńka dla...  Kończąc tym youtubem chciałem tylko napisać, że głównodowodzącym całego projektu jest x. Przemek "Kawa" Kawecki. Choć czasopismo ukazało się w wakacje, to dziękuję, że realizuje się taki pomysł, a ja mam o czym myśleć w ten adwentowy czas. Część artykułów można czytać kilkakrotnie.


sobota, 5 grudnia 2009

Rozbujana Armia dziwadeł


Nie ochłonąłem jeszcze po płycie "Der Prozess", a tu już następna. 2009 - to jest rok Armii! Pisałem w poprzednim wpisie dotyczącym Armii, że się obawiam... Całkowicie niepotrzebnie. Być może piszę o tej płycie co najmniej o tydzień za późno, ale wsłuchiwałem się, żeby usiąść i napisać coś sensownego. Poza tym nie mogłem się zebrać, bo ostatnio słabo się zbieram. Czytałem recenzje, czytałem posty na oficjalnym forum Armii i z zaciekawieniem zbierałem opinie innych ludzi. A opinie są różne. Natomiast moje zdanie jest takie, że płyta jest niesamowicie bogata i bogato niesamowita. W zasadzie tu mógłbym zakonczyć. Jednak uprzedzam - przed użyciem wstrząsnąć! Samym sobą, ponieważ ta płyta wyłamuje się z wszelkich kanonów. Również armijnych. Nie mam odpowiedniego dystansu, aby napisać, która płyta Armii jest najlepsza, najważniejsza, itp. itd. Jedno można stwierdzić - "Freak" to tzw. milowy krok zespołu. W którą stronę, tego nie wiem, ale podejrzewam, że sami muzycy Armii nie wiedzą. Dzięki tej płycie wiem, że Armia to zespół wolny artystycznie pod każdym względem, otwarty na własny rozwój i ewolucję muzyczną. Jeśli ktoś myślał, że tytułowa suita "Ultima  Thule" to kres możliwości muzycznych grupy - to był w błędzie, w wielkim błędzie. Raczej tego nie robię, ale tym razem wyjątkowo pozwolę sobie opisać moje wrażenia dotyczące każdego utworu.

Home. Dynamiczny kawałek na dzień dobry z wyraźnie wysuniętym basem i szalejącymi saksofonami, które będa wiodły prym na całej płycie. Ostatnie osiem sekund - muzycznie wali z nóg. "Guess I am ready to see, guess I am ready to go".  Zespół zabiera nas w bajkową podróż.
You Know I Am. Tuba na wstępie i znów saksofony, jakbym słyszał Tie Break (kojarzycie taki zespół?). Szybko i wolno - na przemian. Kto wie czy nie jest to utwór charakteryzujący całą płytę. "You know I am. The sinner". Ja też nim jestem! Jak dobrze to sobie uświadomić po raz kolejny w czasie Adwentu.
Break Out. Perkusja i saksofon zapraszają do rytmu ciągnącego sie przez cały utwór. Przemawia gitara, nie mam pewności, ale chyba gra na niej Robert Brylewski, a może jest ich kilka naraz. Ma się uczucie jakby ktoś na luzie zamiatał, a raczej wymiatał (ślizgał?) po strunach. Można się bujać. Do dyskusji włącza się akoredon. "Break out. Watch out". Na każdym kroku.
Chwila wytchnienia, jakieś szumy, dziwne, kosmiczne dźwięki i...
Grot the Engine Driver. ...dalej biegniemy, ponieważ dynamika utworu nie pozwala nam stać w miejscu. Po odśpiewaniu tekstu znów bas i perkusja wychodzą na czoło, Tom krzyczy, żeby biec i saksofony pozwalają dolecieć do mety. "Ride to the cross, ride till to die. Working at the end of time. Run!". Jaki koniec czasu? Kto wierzy, ten wie.
Green. Z elektronicznego dziwadła wyłania się rytm perkusji, zaśpiew i znów ślizg gitary. Rytm jest powalający. Brawa dla Kreuza! Potem melodyja na klawiszach. Powtórka sekwencji, a następnie złamanie utworu - głos, chyba Merlina, okaryna, a następnie różne perkusyjne dziwadła jak z Afryki. "Hey, I love you son". Kto tak mówi? Kto wierzy, ten wie. "I'm so green". Dosłownie jakbym to ja sam sobie mówił. Już czytałem opinie na temat tego utworu, że jest nudny, że jest niepotrzebna ta druga część... Nawet pewnemu redaktorowi z internetu przytrafiło się napisać, że kolor zielony kojarzy się z (cytuję) "odjazdem narkotycznym" (koniec cytatu). Ratunku!!! Jakby kolor zielony nie mógł kojarzyć się z nadzieją albo tak jak to pewnikiem zostało pomyślane - z niedojrzałością. Ale czasem "tłum redaktorów" jest mądrzejszy niż sam autor tekstów. Tak bywa.
Freak. Bajkowy klimat, znów perkusja odgrywa bardzo ważną rolę i to dosłownie. Dźwięki-przeszkadzajki zdaje się, że mają nam uświadomić, że mamy do czynienia z tytułowym utworem płyty. Spójrzcie na jej okładkę. Kosmici? Dziwadła? Słowo "freak" nie ma jednoznacznego tłumaczenia. Myślę, że celowo. Mnie się to kojarzy dziwnością albo lepiej z dziwem, wybrykiem natury. Ponownie pod koniec utworu melodia i niosący rytm gdzieś się rozpływają. "This is a freak. This is a wonder. This is a life." Jak spoglądam za siebie, na swoje własne życie, jak tu się nie zgodzić...
In the Land of Afternoon (Amagama). Jestem fanem Armii, ale jestem też fanem Floydów. Gdyby Tom nawet nie dodał podtytułu, to i tak słuchając tego utworu przychodzi mi na myśl skojarzenie z wczesnym Pink Floyd. Oczywiście, można mieć tysiące innych skojarzeń muzycznych, np. z King Crimson albo po prostu z jazzem. Tutaj dźwięki na różnych instrumentach, tak latają dookoła, że nie sposób ich opanować. Na koniec utworu pojawia się minutowa ściana dźwięku, ale nie takiego jak to było rozumiane na płycie "Der Prozess". To zupełnie inna ściana jest, bo inne dźwięki są. Przepiękna, naprawdę przepiękna podróż muzyczna.
The Other Side. Dialog saksofonów i gitar, tak należy tu użyć liczby mnogiej.
Przechodzimy do śpiewu Toma i rytmu. Solówki instrumentów. Przejmujący mruko-głos - Merlin? Saksofony, jakbym słyszał trochę stary Tilt, trochę stary Kult a przede wszystkim improwizujące Voo Voo. Na finał płyty pogłosowy śpiew, na pewno Roberta Brylewskiego, tyle że on nie jest pojedynczy, tworzy się jakiś swoisty chór. O, przepraszam, jeszcze saksofony - dominowały na całej płycie, więc wieńczą dzieło. "Seven in Heaven". Książeczka płyty kończy się takim tekstem: "Can you hear me banging? Seventy seven times." Czy coś trzeba dodawać?

Apropos książeczki, to teksty w niej zawarte nie są dokładnie tekstami śpiewanymi. Należy je raczej potraktować jak opisy utworów. Jeszcze o jednym, wymienianym w opiniach, aspekcie płyty. Angielski. Z jednej strony teksty po angielsku nadają uniwersalności całemu materiałowi, z drugiej strony czynią go bardziej tajemniczym. Nie można się zgodzić z "panami redaktorami", że śpiew jest tylko tłem dla dźwięków i jednym z instrumentów. Śpiew uzupełnia muzykę, ale słowa są bardzo, bardzo ważne i są kluczem do zorientowania się, co takiego ma nam do opowiedzenia Tomasz Budzyński. Czytałem też zarzuty, że śpiew jest w wersji "russian english". Nawet jeśli nie jest idealny, a nie jest  (człowiek jest człowiekiem), to wnosi słowiańską, wschodnią nutę. Śpiewany z takim, a nie innym akcentem, czyni tą muzykę bogatszą i ja już nie wyobrażam sobie na "Freaku" akcentu w stylu np. Stinga czy Chrisa Martina.

Uwagi na koniec: To nie jest muzyka, którą można włożyć do szufladki, choć niektórzy już szukają określeń. W wikipedii znalazłem taką definicję na temat freak folku. Nie mówi mi to nic kompletnie i przyznaję, że nie znam żadnego z wymienionych tam zespołów.  Chciałem w ten sposób pokazać, że wszelkie klasyfikowanie powoduje ograniczenia, a muzyka, teksty i śpiew Armii na płycie "Freak" są wolne... artystycznie. I dojrzałe. Czekam na koncert, który już niebawem. Kto nie ma płyty, to małe conieco można posłuchać na myspace.

czwartek, 3 grudnia 2009

To Toto to też do auta



 Dawno nie pisałem, ale nie dało rady... Ten wpis jest pomyślany jako kontynuacja kuferkowo-samochodowej muzyki. Może się powtórzę, ale w samochodzie trzeba mieć pod ręką taką płytę, która nie tylko nie popsuje nikomu z podróżujących humoru, ale go poprawi. Jeśli radio się "wyczerpało", w ciszy jakoś dziwnie - ciachu-machu i na przykład... Toto.
Ja akurat dysponuję tylko "Toto IV", ale absolutnie żaden kawałek nie znudzi się mnie ani na moment podróży. Poza tym to w sumie to taki zestaw debeściaków. Utwory na tej płycie to zdecydowanie utwory ponad czasem. Płyta wydana w 1982 roku, zawiera kilka singli, z których jeden to ten największy superprzebój, który do dzisiaj z powodzeniem jest grany w radio i za każdym razem zachwyca. "Africa" - cudna muzyka i tekst. Tak się kiedyś robiło przeboje... Przeboje, które nie mają problemu, że za stare, że moda nie taka, że zbyt pretensjonalne, że jakiś muzyk coś w nich wykonuje na siłę, że melodii nie ma. Powinno się o tym uczyć dzieci w szkołach. Powinno być w zestawie do głosowania na Top Wszechczasów (można sprawdzić) w Trójce i w Złotych. Powinno się z takimi piosenkami robić to co poniżej  robi słoweński (chór?) Perpetuum Jazzile. I proszę się nie niecierpliwić, ale wstęp trwa około 1 minutę i 40 sekund. Niniejszym zapaszam do odsłuchu...
Toto to zespół ponadczasowy. Prosty przykład: "Spanish Steps of Rome" - który to już tydzień na Liście u Pana Marka Niedźwieckiego?