Jeszcze nie umarłem, mimo, że tak rzadko tu coś wpisuję. Problem z czasem. Chciałbym być nielegalnym zabójcą czasu... Jednak wróćmy do wątku, który wciąż kontynuuję. Guelph. Niewielkie miasto w Kanadzie, które liczy trochę ponad 100 tysięcy mieszkańców. Turystycznie nie ma tam żadnych atrakcji. Nic specjalnego. To po co o tym wspominam? Otóż trafiłem tam przypadkowo w sobotę po południu. Zgranie czasu, miejsca i okoliczności. Właśnie wtedy rozpoczynała się tam Msza Święta. Po angielsku. No to nie zastanawiałem się długo i skorzystałem z tej okazji. Było po 16:00, a w kościele to przecież już czas niedzielny. W Kanadzie są polskie kościoły, są Msze po polsku, ale... Dobrze, że usłyszałem modlitwy w innym języku, zajrzałem do modlitewnika i przeczytałem "The Lord's Prayer". Choć już nie po raz pierwszy, to ten kontakt z nieco inną rzeczywistością pozwala nieco szerzej spojrzeć na wiarę w Boga. Poza tym skryłem się w upale plus 37 i pół. Ten fakt nawet ksiądz skwitował na koniec Mszy dwuznacznym: "Keep cool". Był czas na krótką wycieczkę po centrum, ale i tak z tego miejsca zapamiętam ten Kościół.
Wyświetl większą mapę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz